Wędrówkę rozpoczynamy nad jeziorem Zamkowym w pobliżu kościoła św. Antoniego, na skwerku pomiędzy ulicą Orlą i Aleją Aten Wałeckich. To miejsce, w którym można wspomnieć co najmniej kilka legend związanych z wałeckimi jeziorami. Pierwsza opowiada o wałeckich jeziorach i miłości Zbyszka i Ryfki, młodych ludzi z rybackich rodzin:
„Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie było miasta Wałcza, tylko rybacka osada Wolczen zwana, jeziora Zamkowe i Raduńskie stanowiły jedno duże jezioro, bardzo zasobne w ryby. Jedna rodzina rybacka zarzucała sieci po jednej stronie jeziora, druga po drugiej, czasem wypływali, aż na środek jeziora. Żyli zgodnie, do pewnego jednak czasu. Zbyszko, pochodzący z pierwszej rodziny upatrzył sobie Ryfkę z drugiej rybackiej familii, która była już innemu przez rodzinę przeznaczona. Zaczęły się spory i kłótnie. Wcześniej rybacy nie wchodzili sobie w drogę, teraz łowili na wodach, które wedle zwyczaju do drugiej rodziny należały, uszkadzali sobie nawzajem sieci… Młodzi zwrócili się o pomoc do zamieszkujących jezioro rusałek – te postanowiły pomóc. Nocą wody jeziora nagle się rozstąpiły się i wyłonił się pas ziemi wilgotnej, zamulonej przecięty rzeczką, łączącą powstałe w ten sposób dwa oddzielne jeziora. Rybacy przerażeni tym, co się stało, zrozumieli to jako znak, by zaprzestać wreszcie sporów. Jedna rodzina łowiła odtąd ryby na jednym jeziorze, druga na drugim i kłótnie ustały, zaś Zbyszko i Ryfka żyli długo i szczęśliwie.”
Druga legenda mówi o wałeckim zamku.
„Wałcz, jak i wiele innych miast na Pomorzu, miał niegdyś piękny zamek. Zamek ten stał u nasady półwyspu na jeziorze Zamkowym zwanym. Na zamku tym król osadził starostę, by ten dbał o bezpieczeństwo miasta i jego mieszkańców…”
Rodzinny dramat – śmierć dziecka, próba zatuszowania tego zdarzenia i zastąpienia go synkiem Euriel – rusałki z jeziora Zamkowego doprowadził w efekcie do gniewu istot zamieszkujących wody jeziora i…
„W tym momencie z jeziora zamkowego podniosła się wielka fala i stało się tak, jak powiedziała Euriel. Pod naporem tej fali zamek rozpadł się na dwie połowy, które woda błyskawicznie zabrała. Jedna połowa zamku zniknęła w wodach jeziora po jednej stronie półwyspu, druga po drugiej… I tak przestał istnieć wałecki zamek wraz z jego mieszkańcami. Ponoć czasem w pogodną księżycową noc, z półwyspu w wodach jeziora, można zobaczyć, jak w obu częściach zamku bawią się rusałki, które od tej pory już nigdy nie wyszły tu na ląd.”
Z ulicy Orlej kierujemy się w Pocztową, by odwiedzić Muzeum Ziemi Wałeckiej. W jego wnętrzu kryje się rzeźba „Bonjuor Papa”, przedstawiającą muszkietera witającego się z synkiem trzymanym na rękach przez mamę. Z tą rzeźbą związana jest ciekawa legenda – ponoć, jeśli ktoś niepostrzeżenie dotknie którąś z postaci, ma zapewnione szczęście w życiu rodzinnym.
Wychodząc z muzeum kierujemy się w prawo, a następnie skręcamy w ulicę Sądową. Pierwszym budynkiem widocznym tuż przy skrzyżowaniu ulic jest „Dom Notariusza”, zwany też po prostu notariatem. Z tym domem związana jest ciekawa legenda.
„Otóż ponoć pierwszy właściciel tego budynku był zapalonym myśliwym. Chodząc z dubeltówka po lesie czuł się silny, ważny, to on decydował o życiu lub śmierci napotkanych zwierząt. Jednak – do czasu. Pewnego dnia został jednak zaskoczony przez stado dzików. Nie miał czasu złożyć się do strzału, rzucił dubeltówkę i pędem uciekł na drzewo. Drętwiejąc ze strachu spędził tam wiele godzin, gdy dziki odeszły, pojawiły się wilki, które wyczuły okazję łatwego łupu. Teraz to myśliwy poczuł się zwierzyną łowną. Zrozumiał, jak smakuje strach przed śmiercią. Obiecał sobie i leśnym zwierzętom, że jeśli uda mu się ujść z życiem, już nigdy nie zastrzeli nikogo z mieszkańców lasu. Kiedy to uczynił wilki odeszły a pojawiły się jelenie. Myśliwy, nie mając już sił, aby dłużej utrzymać się na gałęzi, spadł niemalże pod kopyta zwierząt, do których jeszcze niedawno strzelał. Spadając pomyślał – teraz one mnie stratują. Jelenie jednak tego nie uczyniły. Po powrocie do Wałcza ów myśliwy nie tylko zrezygnował z zabijania zwierząt, ale postanowił na pamiątkę tamtych wydarzeń zlecić ozdobienie budowanego właśnie domu płaskorzeźbami przedstawiającymi leśne zwierzęta.”
Ulicą Sądową dochodzimy do skrzyżowania z ulicą Kościuszkowców, mijając po drodze neogotycki kościół pw. św. Antoniego oraz budynek szkolny z ciekawie zdobionym portalem i zegarem słonecznym na frontowej ścianie (opisane przy Szlaku wałeckich zbytków). Skręcamy w prawo w ulicę Kościuszkowców, następnie znowu w prawo w ulicę Kilińszczaków, za Domem Handlowym „Orion” skręcamy w ulice Tęczową. Mijamy po prawej stronie Wałeckie Centrum Kultury, po lewej targowisko miejskie, ulica Bankową dochodzimy do budynku Banku Pekao SA. Warto zwrócić uwagę na jego ciekawą architekturę i zdobienia ścian frontowych. Teraz skręcamy w prawo, w ulicę Dąbrowskiego, mijamy skrzyżowanie z ulicą Robotniczą, następnie z ulicą Poniatowskiego. W pobliżu (Dąbrowskiego 18) znajduje się willa o interesującym wyglądzie i interesującej ponoć historii, zbudowana w stylu XX-wiecznego modernizmu na przełomie lat 20 i 30 XX wieku. Została zaprojektowana przez doskonale wykształconego architekta, którego planem było stworzenie reprezentacyjnego budynku mieszkalnego nawiązującego formą do klasycyzmu, jednak bardzo unowocześnionego.
O willi tej krążyły różne sensacyjne opowieści, została ponoć zbudowana na zamówienie bogatego przedsiębiorcy i miała być prezentem dla jego jedynej, ukochanej córki Lizy. W czasie II wojny światowej willa została przejęta przez państwo i przekazana ponoć w użytkowanie partii nazistowskiej, by wkrótce stać się własnością Hermanna Göringa. Wiele osób twierdzi, iż w czasie II wojny światowej przez dwa lub trzy dni gościła tu Ewa Braun, która przybyła tu w tajemnicy, pod osłoną nocy. Według początkowych planów miała tu ponoć spędzić kilka miesięcy. Jednak tak się nie stało, wyjechała z niewiadomych przyczyn już po trzech dniach, po otrzymaniu listu przywiezionego nocą przez posłańca. Istniała też wersja, że miała tu czekać na Adolfa Hitlera i razem mieli ruszyć w dalszą podróż, jednak przyjazd führera do Wałcza nie doszedł do skutku, gdyż wykryto plany zamachu i plany wyjazdowe zostały zmienione. Jak było naprawdę, tego chyba już nigdy nie uda się dowiedzieć. Wiadomo jednak, że Ewa Braun ruszyła w powrotną drogę a przy jej odjeździe nakazano mieszkańcom Deutsch Krone utworzyć szpaler, by z honorami pożegnać tego wyjątkowego gościa. Ten właśnie fakt zapamiętało kilku mieszkańców Deutsch Krone, którzy jako dzieci uczestniczyli w tym pożegnaniu.
Ulicą Dąbrowskiego kierujemy się do skrzyżowania z ulica Spokojną, skręcamy w prawo, następnie znowu skręcamy w prawo w ulicę Królowej Jadwigi, by przy Wałeckim Centrum Kultury jeszcze raz skręcić w prawo. Ulicą Robotniczą docieramy do skrzyżowania z ulicą Sportową, skręcamy w lewo, kierując się do skrzyżowania z ulicą Generała Leopolda Okulickiego, a następnie w ulicę Chopina. Ulica Chopina prowadzi nas na Morzyce – Ośrodek Edukacji Przyrodniczo – Leśnej „Morzycówka” Nadleśnictwa Wałcz. Stylowy, przestronny drewniany pawilon dydaktyczno-wystawienniczy, arboretum oraz starannie przygotowana leśna ścieżka przyrodnicza są dużą atrakcją dla wszystkich, którzy chcą poznawać piękno przyrody Pojezierza Wałeckiego. Istniejące przy Morzycówce arboretum zostało założone w 2005 roku, posadzono tu wówczas ponad 100 gatunków roślin i ich odmian. Są tu drzewa i krzewy, kolekcje jałowców, pnącza, alpinaria, byliny światłolubne, byliny znoszące półcień, rośliny okrywowe, rododendrony i azalie, łąki kwietne, rośliny bagienne, rośliny wodne. Morzycówka to urocze miejsce, zachęcające do spacerów, odpoczynku i nauki przyrody. Ma ono też swoją legendę: Ponoć przed wiekami było to miejsce, w którym ludzie i zwierzęta zawarli pakt o wzajemnej pomocy. Stało się to dzięki chłopcu o imieniu Moryc, który rozumiał mowę zwierząt i wspaniale się z nimi dogadywał. Dzięki temu zwierzęta ostrzegały go o nadciągającym niebezpieczeństwie (a były to czasy licznych napadów i walk, bo ziemia wałecka leżała na pograniczu), zaś Moryc wraz z przyjaciółmi i rodziną dokarmiał je zimą, leczył, gdy tego potrzebowały. W długich rozmowach zwierzęta opowiadały mu o tym, czego potrzebuje las, jak z niego korzystać, nie czyniąc mu krzywdy. Czasy Moryca dawno minęły, pozostała jednak nazwa, a Ośrodek Morzycówka przejął dobrą tradycję i nadal uczy jak rozumieć las i żyć w przyjaźni z przyrodą.
Od Morzycówki ścieżką dydaktyczną łatwo dotrzeć do kolejnego miejsca mającego swą legendę – to sławny Dąb Piastowski. który w zasadzie już niemal sto lat temu zakończył swe życie. To drzewo, które przeżyło ponad 800 lat, przez wiele, wiele lat był najokazalszym drzewem w okolicy Wałcza, a nawet uznawano go za drugie co do wielkości drzewa w Prusach Wschodnich. Jego obwód wynosił 743 cm. W czasie burzy w 1897 roku dąb stracił jeden z głównych konarów, który odłamał się od pnia na wysokości około 10 m. 9 stycznia 1902 roku kolejna silna wichura powaliła drzewo całkowicie.
Dąb ten był ulubionym miejscem spotkań mieszkańców miasta, zarówno ze względu na swą urodę, jak i legendę z nim związaną. Ponoć w jego pobliżu mieszkała kobieta znająca się na czarach. Chętnie pomagała ludziom, ale rozgniewana potrafiła też zmienić człowieka w zwierzę, roślinę czy kamień. Kiedyś grupa młodych ludzi wracała z zakrapianego spotkania. Młodzieńcy poczuli nadmiar odwagi i postanowili zadrwić ze starej kobiety, by udowodnić, że nie wierzą w czary. Efekt był dla nich bardzo nieciekawy – zostali zamienieni w świetliki, które od tej pory można było w księżycową noc zobaczyć w pobliżu dębu.
Od Dębu Piastowskiego wracamy tą samą drogą do Morzycówki a następnie ulicą Chłodną Na placu Wolności przed ratuszem kończy się szlak legend. Ostatnia legenda opowiada o gabinecie burmistrza:
Ponoć zdarza się, że mimo w gabinecie nie ma nikogo, słuchać tam szelest przewracanych papierów. Ponoć jeden z pierwszych burmistrzów, mimo iż był bardzo sumienny, jednej ze spraw nie załatwił tak, jak powinien. Nie miał czasu wyjaśnić sprawy sporu pewnej ubogiej kobiety i właściciela kamiennicy w której mieszkała od razu, dokumenty sprawy zaginęły, kobieta szykanowana przez kamienicznika załamała się i popełniła samobójstwo. Jak głosi legenda, burmistrz przejął się tym bardzo i chociaż ponad sto lat minęło od jego śmierci, stara się odnaleźć ów dokument…